niedziela, 24 kwietnia 2016

Portret Doriana Graya


Końcówka XIX wieku, Anglia. Młody Dorian Gray jest pięknym, niewinnym młodzieńcem, dopiero wkraczającym w życie. Niezwykle urodziwym. Cudownym. Czarującym. Wywołującym zachwyt.
Właśnie ze względu na swą niezwykłą urodę staje się obiektem artystycznej miłości, wręcz obsesji malarza Bazylego Hallwarda, który postanawia stworzyć portret Graya – istoty, wydawałoby się, nieskalanej grzechem… do czasu. Dorian poznaje bowiem lorda Henry’ego, który wywraca jego świat do góry nogami, ukazując mu zupełnie nową wizję życia, moralności, grzechu, namiętności i młodości. Arystokrata igra z umysłem chłopca, dostrajając go do swoich poglądów. Zło i dobro przeplatają się, granice zacierają, rozkosz staje się sensem życia. Dorian rozpoczyna zupełnie inne życie- pełne przyjemności oraz pogoni za wiecznym pięknem. Jedyne, na czym naprawdę mu zależy, to zachowanie wiecznej młodości i urody. Niemożliwe…
Ale czy na pewno?

Tak, Dorianie, zawsze mnie będziesz lubił. Ja jestem dla ciebie ucieleśnieniem tych wszystkich grzechów, do popełnienia których nie masz odwagi.

Pierwsze kartki nie zapowiadają tego, co wydarzy się na kolejnych stronach. „Portret Doriana Graya” zaczyna się bowiem niemalże sielską sceną w przepięknym ogrodzie, która sprawia, że czytelnik nie spodziewa się tego, co nastąpi później. Do czasu. Z każdym dialogiem, z każdym monologiem lorda Henry’ego, każdą zmianą, którą widzimy u Doriana, niepokój rośnie. Przez całą lekturę obserwujemy, jak dusza Graya stopniowo, powoli, a później coraz szybciej, ulega zepsuciu pod wpływem cynicznego arystokraty, który doskonale się bawi, wywierając zły wpływ na pustego, nieco próżnego chłopaka. Młodzieniec robi się coraz bardziej wyrachowany, coraz okrutniejszy.  Pod koniec książki klimat staje się wręcz mroczny i przyznaję, że w kilku momentach miałam ciarki na plecach. Finał nie wyłamuje się z tego stylu i upiornie wieńczy całość.

Ciekawie zarysowany zostaje motyw portretu Doriana spod pędzla Bazylego. Bowiem to właśnie na obrazie ukazują się wszystkie grzechy, okrucieństwa chłopca, w czasie gdy on pozostaje nieskalany. Dzieło staje się mroczną tajemnicą, wręcz obsesją. Gray żyje w ciągłym lęku przed odkryciem sekretu, obraz jest dla niego swego rodzaju sumieniem-ignorowanym, ale jednak gryzącym.
 
Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej.

Język jest przepiękny. Kwiecisty, barwny, wyrazisty. Wprawdzie momentami opisy wydawały mi się nieco zbyt wydumane i drobiazgowe, ale nie sposób się nie zachwycać bogactwem słów, ich doborem i płynnością.

W zasadzie większą część powieści stanowią dialogi. Rozmowy są dowcipne i poważne, cięte i romantyczne, pełne cynizmu i emfazy, inteligentne i puste. Perfekcyjnie zarysowują bohaterów oraz łączące ich, skomplikowane relacje. Majstersztyk! Osobiście najbardziej lubię sceny, w których lord Henry igra z umysłem młodego Graya. Prowokuje go, zmienia, manipuluje, czyni wymowne aluzje, słowem: robi z nim co chce, traktując to jak psychologiczną zabawę. Rozgrywka staje się coraz bardziej niebezpieczna, a ceną stają się ostatki człowieczeństwa Doriana Graya.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć: polecam. Mnie oczarowała.

Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są książki napisane dobrze lub źle. Nic więcej.


1 komentarz: