Końcówka XIX wieku, Anglia. Młody Dorian Gray jest pięknym, niewinnym młodzieńcem, dopiero wkraczającym w życie. Niezwykle urodziwym. Cudownym. Czarującym. Wywołującym zachwyt.
Właśnie
ze względu na swą niezwykłą urodę staje się obiektem artystycznej miłości,
wręcz obsesji malarza Bazylego Hallwarda, który postanawia stworzyć portret
Graya – istoty, wydawałoby się, nieskalanej grzechem… do czasu. Dorian poznaje
bowiem lorda Henry’ego, który wywraca jego świat do góry nogami, ukazując mu
zupełnie nową wizję życia, moralności, grzechu, namiętności i młodości. Arystokrata
igra z umysłem chłopca, dostrajając go do swoich poglądów. Zło i dobro
przeplatają się, granice zacierają, rozkosz staje się sensem życia. Dorian rozpoczyna
zupełnie inne życie- pełne przyjemności oraz pogoni za wiecznym pięknem. Jedyne,
na czym naprawdę mu zależy, to zachowanie wiecznej młodości i urody.
Niemożliwe…
Ale
czy na pewno?
Tak, Dorianie, zawsze
mnie będziesz lubił. Ja jestem dla ciebie ucieleśnieniem tych wszystkich
grzechów, do popełnienia których nie masz odwagi.
Pierwsze
kartki nie zapowiadają tego, co wydarzy się na kolejnych stronach. „Portret
Doriana Graya” zaczyna się bowiem niemalże sielską sceną w przepięknym
ogrodzie, która sprawia, że czytelnik nie spodziewa się tego, co nastąpi
później. Do czasu. Z każdym dialogiem, z każdym monologiem lorda Henry’ego,
każdą zmianą, którą widzimy u Doriana, niepokój rośnie. Przez całą lekturę
obserwujemy, jak dusza Graya stopniowo, powoli, a później coraz szybciej, ulega
zepsuciu pod wpływem cynicznego arystokraty, który doskonale się bawi,
wywierając zły wpływ na pustego, nieco próżnego chłopaka. Młodzieniec robi się
coraz bardziej wyrachowany, coraz okrutniejszy. Pod koniec książki klimat staje się wręcz
mroczny i przyznaję, że w kilku momentach miałam ciarki na plecach. Finał nie
wyłamuje się z tego stylu i upiornie wieńczy całość.
Ciekawie
zarysowany zostaje motyw portretu Doriana spod pędzla Bazylego. Bowiem to
właśnie na obrazie ukazują się wszystkie grzechy, okrucieństwa chłopca, w
czasie gdy on pozostaje nieskalany. Dzieło staje się mroczną tajemnicą, wręcz
obsesją. Gray żyje w ciągłym lęku przed odkryciem sekretu, obraz jest dla niego
swego rodzaju sumieniem-ignorowanym, ale jednak gryzącym.
Jedynym sposobem
pozbycia się pokusy jest uleganie jej.
Język
jest przepiękny. Kwiecisty, barwny, wyrazisty. Wprawdzie momentami opisy
wydawały mi się nieco zbyt wydumane i drobiazgowe, ale nie sposób się nie
zachwycać bogactwem słów, ich doborem i płynnością.
W
zasadzie większą część powieści stanowią dialogi. Rozmowy są dowcipne i
poważne, cięte i romantyczne, pełne cynizmu i emfazy, inteligentne i puste. Perfekcyjnie
zarysowują bohaterów oraz łączące ich, skomplikowane relacje. Majstersztyk! Osobiście najbardziej lubię sceny, w
których lord Henry igra z umysłem młodego Graya. Prowokuje go, zmienia,
manipuluje, czyni wymowne aluzje, słowem: robi z nim co chce, traktując to jak
psychologiczną zabawę. Rozgrywka staje się coraz bardziej niebezpieczna, a ceną
stają się ostatki człowieczeństwa Doriana Graya.
Z
czystym sumieniem mogę powiedzieć: polecam. Mnie oczarowała.
Nie ma książek
moralnych lub niemoralnych. Są książki napisane dobrze lub źle. Nic więcej.
Mnie też oczarowała! <3
OdpowiedzUsuńPodrzucam link do mojej recki, wraz z ulubionymi cytatami:
RECENZJA: Portret Doriana Graya - Oscar Wilde (KLIK!)